niedziela, 18 sierpnia 2013

kruklanki

pod kruklankami, w gęstych krzakach nad kanałem sapiny (dziś zwanym rzeką) kryją się mizerne, ale wciąż monumetnalne ruiny mostu kolejowego.

linia kolejowa kruklanki-olecko była jedną z wielu tras budowanych na początku XX wieku na terenie mazur. niewiele z nich dziś istnieje. giżycko-węgorzewo, kruklanki-olecko, gołdap-żytkiejmy i wiele innych szlaków istnieje dziś już tylko wyłącznie w formie zarośniętych krzakami i drzewami, rozsypujących się nasypów i pozostałości mostów.

mosty w stańczykach zna chyba każdy. dwa potężne, przypominające akwedukty mosty górują nad doliną błędzianki. most w kruklankach, był w tej okolicy drugi pod względem wielkości. w przeciwieństwie jednak do stańczyków, ten miał dużo mniej szczęścia.

wysadzano go regularnie - podczas I i II wojny światowej. łatano go, odbudowywano i znów wysadzano. tuż przed nadejściem rosjan, w styczniu 1945 roku, niemieccy saperzy po raz kolejny zaminowali budowlę. detonator umieszczono ponoć w jednym z pobliskich schronów. 

około 23 stycznia 45 r. armia czerwona jest już w kruklankach. most stoi jednak cały. czemu go nie wysadzono? nie wiadomo. wcześniej większość lokalnej ludności, na rozkaz gaulaitera kocha, wyruszyła w  morderczą podróż w kierunku bałtyku. przez skuty lodem zalew wiślany, na brzeg, gdzie nie czekały żadne statki...  na nowe, "odzyskane" ziemie napłynęli nowi osadnicy. 

8 września 1945 roku, kruklankami wstrząsnęła potężna eksplozja. most kolejowy po raz kolejny runął, tym razem niemal w całości.

cytowana często w przewodnikach, a nawet w wikipedii historia głosi, że korzystając z pozostawionych przez niemców ładunków, wysadzili go okoliczni mieszkańcy. liczyli, że w ten sposób zatrzymają grabieże dokonywane przez rosjan. przez most miały przejeżdżać pociągi pełne łupów.

ale ta wersja ma spore luki. gdy na te tereny przybyli osadnicy, nie było już nawet co grabić. co więcej, każdy z tych przybyszów skupiał się na obronie swojego poletka. ci nieliczni mazurzy, którzy nie opuścili tego terenu na początku roku, bardziej skupiali się na ocaleniu swojego życia.

wersja o bohaterskich mieszkańcach chcących powstrzymać pociągi jest mało wiarygodna choćby dlatego, że w rumowisku nie ma żadnych śladów po szynach, albo podkładach. prawdopodobnie krasnoarmiejcy zdemontowali tory już dużo wcześniej.

kto więc wysadził most? przez przeszło 8 miesięcy ładunki wybuchowe pozostały na miejscu w którym umieścili je niemcy. być może to zwykły piorun który uderzył w detonator, lub prowadzące do niego przewody spowodował eksplozję. ale jest też i inna wersja. o ładunkach wybuchowych mieszkańcy wiedzieli. mieli dużo czasu, żeby je odkryć. podobno, podczas suto zakrapianej imprezy ktoś wpadł na pomysł, żeby most rozminować. skutecznie...

tak czy siak, pociągi tam raczej już nie pojadą...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz