czwartek, 16 sierpnia 2012

słucham the smiths i wpadam w sentymentalny nastrój

przy kawiarnianym stoliku siedzi sympatycznie wyglądająca, młoda blondynka. na przeciwko niej przed chwilą usiadł zdyszany młodzieniec. spóźnił się trochę, ale to nie szkodzi. oczywiście, gdyby nie było go jeszcze przez pięć minut musiała by z godnością podnieść się, zapłacić za kawę i wyjść. przecież nie mogła by pokazać mu, że czekała by nawet całymi godzinami. o nie, nie może okazać mu, jak bardzo jej się podoba. na szczęście zdążył, choć widać, że spory kawałek trasy musiał biec.
 
spotykają się już od jakiegoś czasu. na luzie - a to wystawa cenionego fotografika w miejscowym zpafie, a to spacer wzdłuż jeziora, a to kawa w centrum miasta. czasem kino, gdy puszczają nowe dzieło uznanego reżysera. takie nie nachalnie romantyczne, żeby nic nie narzucać. bardzo jej się to podoba, bo świetnie się czuje w jego towarzystwie. imponuje jej jego oczytanie, jego praca i pasje, nie mówiąc już o pięknych oczach i powiedzmy to otwarcie - fajnym tyłku. po każdym spotkaniu wraca do domu autobusem marząc o tym, by ją przytulił, rozebrał, albo klęknął przed nią z bukietem kwiatów. nic takiego jednak się nie dzieje. od samego początku traktuje ją jak przyjaciółkę, nie wykonuje żadnego gestu w jej kierunku. ech, szkoda...

"uspokoić oddech! uspokoić oddech! sto-sto jeden-sto dwa-sto trzy.... kurwa, miałem jeszcze kupić kwiatka! sto cztery-sto pięć... jezu, jaka ona jest piękna! sto sześć-sto siedem-sto osiem... szlag! bez kwiatka, to nie wyjdzie! kurwa! chociaż może z drugiej strony, gdybym teraz wkroczył z tym badylem, mógłbym ją wystraszyć? może ona chce się po prostu kumplować tak jak do tej pory? co oznacza ta mina? czy ona się teraz cieszy, że przyszedłem, bo na mnie czekała? kuźwa, może ona teraz się uśmiecha, a myśli sobie jaki ze mnie durny palant, niepunktualny na dodatek?co tu tak dudni? kuźwa, to moje serce. ten bieg mnie wykończy. dupa nie bieg, ja tu zaraz umrę kurwa ze strachu! muszę uspokoić oddech...."

na początek nieśmiały żart z siebie i ze swojego spóźnienia. ciepły śmiech w odpowiedzi pomaga mu odzyskać trochę pewności siebie. po chwili już rozmowa biegnie naturalnie, jak za każdym razem gdy są razem. tyle wspólnych tematów mają, w tylu sprawach mają takie samo zdanie. tak przyjemnie toczy się z nią dyskusje kiedy ich poglądy się różnią. od początku podziwiał jej wyrozumiałość i to że jest gotowa wysłuchać jego zdania, nawet jeśli się z nim nie zgadza.

ale tym razem pozostaje nieco spięty. to dziś jest ten moment. nieodwołalnie wyznaczył sobie dzisiejszy wieczór, by powiedzieć jej w końcu co do niej czuje. rozprawiają jak zwykle o jakiś pierdołach, tymczasem on chciałby ująć jej dłonie w swoich dłoniach i spojrzeć jej głęboko w oczy. wtedy niczym w filmach świat stanie w miejscu, stanie się światło i zapanuje miłość. wtedy ona wszystko zrozumie bez słów. nic takiego jednak się nie dzieje. wciąż czeka na odpowiedni moment, na odpowiedni temat, albo gest. może przypadkiem ich ręce zetkną się, może ich twarze zbliżą się na tyle, by zadziałała magia... 

i nagle robi się późno. zbiera w sobie całą odwagę, otwiera usta, ale nie wydobywają się z nich żadne słowa. "coś chciałeś powiedzieć?" - pyta patrząc na niego z nadzieją, którą on odczytuje jako kpinę. "eee... no, że późno się zrobiło. zaraz masz autobus. odprowadzę cię" i w tym momencie uświadamia sobie, że nic z tego nie będzie. nie potrafi się na to zdobyć i nawet dobrze, bo wyszedłby pewnie na poczciwego głupka. i doskonale zdaje sobie sprawę, że nie tylko nie powie tego dzisiaj - nigdy się na to nie zdobędzie. i nagle już wie, że za jakiś czas, na jakimś przyjęciu u znajomych, nudnym wernisażu, lub firmowej imprezie dosiądzie się do niej jakiś złotowłosy Zenek czy Krzysiu i zacznie czarować. i wie, że on wtedy ustąpi, żeby nie wchodzić w drogę. zresztą nawet gdyby chciał wejść w drogę to nie wie jak, może tylko ograniczyć się do pełnych wyrzutów sumienia życzeń śmierci dla Zenka/Krzysia czy jak mu tam, jeden chuj. a ona w końcu ulegnie czarom amanta, bo nic innego się nie dzieje, czasem tylko spojrzy ze złością na niego. a on nigdy nie będzie w stanie zrozumieć dlaczego...

a morrisey wciąż będzie śpiewać o światełku które nigdy nie zgaśnie, tej fałszywej latarni morskiej która wprowadza żeglarzy na rafy...


a zdjęcie nie wyszło, bo pentacon się zbiesił


6 komentarzy:

  1. o cholera Kuba..toz to Ty jakis Pilch czy inny Stasiuk jestes..a nawet lepszy,bo tamci nie potrafia tak fotografowac..czekam na nastepny wpis,pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. portret po zbiesieniu psixa i tak jest wart oglądania

    OdpowiedzUsuń
  3. racja Slawku piekny portret pieknej dziewczyny

    OdpowiedzUsuń