czwartek, 1 sierpnia 2013

Nigdy nie będzie takiego lata

Lato 1939 roku przytłaczało upałem. Halina wraz z rodzicami pojechała na wymarzone wakacje na Węgrzech. Miała 21 lat, zdaną maturę i perspektywę jeszcze dwóch lat nauki w szkole dla sekretarek. Może uda się dostać pracę u Haberbuscha gdzie tata jest księgowym... Trochę martwiła się o Jurka. Jej brat w każdej chwili mógł zostać powołany do wojska. Coś wisiało w powietrzu. Ale na Węgrzech tego nie czuć. Żartowali, bawili się, ktoś zrobił zdjęcie...

A potem rozpętało się piekło. Bomby, pożary, żołnierze w garnkowatych hełmach, ziejący nienawiścią gestapowcy i SS-mani. Pod oknami ich kamienicy na Grzybowskiej wyrasta mur, za którym stłoczono ich dawnych sąsiadów, sprzedawców, kolegów ze szkoły. Halina codziennie idąc do pracy przechodziła przez kładkę nad Chłodną. Widziała tam rzeczy, o których chciała na zawsze zapomnieć, nigdy do nich nie wracać.

W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się znowu kolega Jurka z technikum. Władek pochodził gdzieś z wielkopolski. Był pracowity i ambitny, dzięki czemu dostał się do tej szkoły. Po wybuchu wojny musiał jednak przerwać naukę i wrócił do Poznania. A potem wrócił, poszukiwany przez Gestapo w swoich rodzinnych stronach. Załatwił sobie dokumenty na inne nazwisko i razem z Jurkiem zaczął pracować u Siemensa. A wieczorami dorabiał w gorzelni  AK. Produkowany tam napój rozprowadzano później jako oryginalny, niemiecki spirytus.

Władek robił do Haliny maślane oczy, ale raczej na próżno. Córka warszawskiego księgowego to nie jest partia dla syna kolejarza z jakiejś wielkopolskiej wsi. Nawet jeśli jest wykształcony i inteligentny. Gdzieś w międzyczasie wraz z rodzicami musieli wynieść się z Grzybowskiej. Może to i lepiej...

Władzik nocą pędził bimber, a w dzień z Jurkiem wynosili jakieś drobiazgi z biur Siemensa, ale to Halina bardziej angażowała się w podziemne życie. Nie zająknęła się ani słowem, gdy pod koniec lipca 44 r. Jurek oznajmił, że razem z kolegą jadą do Magdalenki na wakacje. Tam mieszkali rodzice jego narzeczonej, tam byli też ich rodzice. Trochę się tylko dziwiła, przecież braciszek wiedział co się ma wydarzyć. Zapomniał? Myślał, że zdąży wrócić? Nieważne.

1 sierpnia Halina (pseudonim Beata) stawiła się na wyznaczonym punkcie zbornym. Była łączniczką przy sztabie Batalionu Golski. Batalion walczył o Politechnikę Warszawską, o Małą PASTę, bronił się przed Niemcami atakującymi od strony Pola Mokotowskiego. Miesiąc spędzony w ruinach, na zatłoczonych podwórkach, na prowizorycznych legowiskach, w brudzie i na głodno.

2 września 1944 r. Na Starym Mieście czołgowe pociski zniszczyły Kolumnę Zygmunta. Ostatnie oddziały kanałami opuszczają starówkę. Na Mokotów spadają setki bomb i pocisków artyleryjskich. Halina przechodziła ulicą gdy nagle coś uderzyło ją mocno w plecy. Upadła. Dla niej powstanie się skończyło.

Kolejny miesiąc to wędrówka po kolejnych szpitalach polowych. Kula przeszła przez płuco, mijając serce o 2 centymetry. Dzięki pomocy lekarzy przeżyła. Schudła makabrycznie. Po upadku powstania ktoś wywiózł ją na dziecięcym wózku z Warszawy. Długa kolumna cywilów i powstańców zbliżała się do punktu kontrolnego, na którym niemiecki żołnierz decydował: do obozu, albo na wolność. Na prawo, na lewo. Halina wygrała, trafiła jej się wolność.

W pierwszej napotkanej wsi tej upiornej kolumnie, wychudzonych, wygłodzonych obszarpańców przyglądali się mieszkańcy. Nagle wszyscy rzucili się do spiżarni wyciągając chleb, mleko i wszelkie inne jedzenie którego sami mieli mało. Halina jeszcze trzy dni cierpiała po tym obżarstwie. Świeży chleb. Rarytas...

W końcu trafiła do Magdalenki. Jurek opowiadał jak to po wybuchu powstania chciał na piechotę wrócić do Warszawy. Niemcy go nie wpuścili. Tymczasem Władek uruchomił całą swoją zaradność i zaczął przynosić do domu wszelkie dobra. Zapas spirytusu wymieniał na mleko. Od węgierskich żołnierzy wyłudzał ziemniaki. Czasem kopał je z pola kiedy nikt nie patrzył. To dzięki niemu Halina odzyskiwała siły, nabierała znów ciała.

Tymczasem wokół nich zmienił się świat. Odeszli Niemcy, później odeszli też Rosjanie. Narodziło się nowe państwo, nowy świat nowy ustrój. Byli już sobie równi. Albo i nawet odwrotnie. Teraz to Halina potrzebowała ambicji i zaradności Władka.

Żyli razem przez przeszło 45 lat. Rana z powstania spowodowała obumarcie połowy jednego jej płuca. Gdy nowotwór zaatakował drugie nie było już możliwości leczenia...


Po raz pierwszy chyba zamieszczam tu zdjęcie nie mojego autorstwa. Jest lato 1939 roku. Węgry. Halina się śmieje....

PS: Małe uzupełnienie. Pod tym adresem: http://www.1944.pl/galerie/fototeka/autor/84 można obejrzeć zdjęcia Andrzeja Bargiełowskiego (ps. "Stańczyk") wykonane podczas powstania, m.in. w dowództwie Batalionu Golski. Choć Haliny tam nie ma, to są jej koleżanki, koledzy, towarzysze broni...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz