sobota, 27 października 2012

wykorzenienie

pochodzę z rodziny nomadów. moi przodkowie spotykali się gdzieś w trakcie swoich wędrówek po mapie polski i nie tylko. zakładali rodziny, czasem osiadali, a ich dzieci kontynuowały tą podróż w bliżej nieokreślonym kierunku.
zajmowaliśmy kolejne domy i opuszczaliśmy je, by nigdy już do nich nie wrócić. miejsca w których dorastaliśmy, wychowywaliśmy się, bawiliśmy dziś są już dla nas niedostępne, zamieszkałe przez zupełnie obcych ludzi, zagrodzone płotami i nowymi zamkami. zresztą gdzie miałbym wracać? blok który jest moim pierwszym wspomnieniem i w którym spędziłem większość dzieciństwa okazał się być w rzeczywistości moim drugim adresem. a mieszkanie moich dziadków w którym dziś mieszkam powstało już po moich urodzinach. doprawdy, stare rodowe dziedzictwo.
nie mamy ziemi z dziada pradziada, kuzynów w każdym domu w sąsiedztwie, gwary przodków i małych ojczyzn.
w trakcie tej wielkiej wędrówki zostawialiśmy za sobą groby tych, którzy nie chcieli iść już dalej. krotoszyn, warszawa, oborniki, opole, będzin i cholera wie gdzie jeszcze. nie mam nabożnego stosunku do cmentarzy. na ogół nie podobają mi się nasze polskie nekropolie (cóż za słowo - właściwie mówi wszystko), pełne lastriko, taniego marmuru i nie wiadomo czemu służącemu przepychu. bardziej podobają mi się amerykańskie cmentarze wojenne, czy stare, zapuszczone kirkuty. z resztą to nie ma większego znaczenia. prochy, kości, trumny, pomniki, nagrobki, to wszystko jest czas przeszły. a tym czasem trzeba iść.



1 komentarz: