wtorek, 4 września 2012

wpis po troszę poświęcony piłce nożnej

sąsiedztwo piłkarskiego stadionu w dzieciństwie nie zaszczepiło w mojej krwi miłości do tego sportu. wręcz przeciwnie. mecze na stadionie ludowym kojarzą mi się z atmosferą niepokoju i obawy. gdy za rzeką rozlegały się dźwięki towarzyszące piłkarskim emocjom, a osiedlowe uliczki blokowane były setkami aut, wszyscy stawali się nerwowi. nie było mowy o spacerze do parku, na stawiki albo do stojącego obok stadionu miga (albo lima). baliśmy się, że wracająca ze stadionu tłuszcza w euforii po wygranej, tudzież złości po klęsce zdemoluje samochód, że nie wyjedziemy z osiedla i utkniemy w środku tego dzikiego tłumu. 
za szkołą i parkiem był ukryty w wiecznych ciemnościach parking, na którym moja mama uczyła się jeździć i stacja cpn na której ojciec wchodził w konszachty z nalewaczem, zamieniając nocą zdobyczne kartki na benzynę której i tak nie było. dalej był novotel, a w nim cinkciarski przepych i mały pewex - oaza bogactwa i jedyne źródło matchboxów. i czadowy bar, w którym mogłem wdrapać się na wysoki stołek i napić się coca-coli kiedy tylko udało mi się naciągnąć na to rodziców. na stawikach pływały łabędzie, a całe osiedle obklejone było małymi naklejkami z trupia czaszką które ktoś hurtowo wynosił z niedalekiej fabryki prema-milnet. w podstawówce krążyły mrożące krew w żyłach opowieści o skinheadach napadających pod zmroku i tnących żyletkami twarze i o chłopcu z wyższej klasy który wdrapał się na słup od kolejowej trakcji i przypadkiem dotknął przewodu. groza. przemykałem podcieniami do osiedlowych sklepików i kiosku w którym pani odkładała do teczki przekrój, misia a później motor. wszystko było proste i nigdy nie potrafiłem rozgryźć jak rodzice zrobili numer z trzaskającym oknem i prezentem od świętego mikołaja pod poduszką. chociaż zawsze wietrzyłem w tym jakiś kant, nie potrafiłem tego udowodnić. więc nawet święty mikołaj istniał...



4 komentarze:

  1. bardzo ładna powieść. kupiłbym twoje opowiadania (prawdziwe lub nie)

    OdpowiedzUsuń
  2. Był taki jeden u mnie co się założył, że wejdzie na słup wysokiego napięcia i dotknie kabla i nic mu się nie stanie, nie przewidzieli możliwości przebicia ładunku elektrycznego. No i potem składali się na protezę zakładodawcy.

    OdpowiedzUsuń
  3. na podstawie tych samych znanych mi historii z mojej okolicy wnioskuję, że jesteśmy w podobnym wieku. trochę dziwne, że się nie znamy w sumie...
    aha, piszesz naprawdę fajnie co podkreślam nie pierwszy raz.

    OdpowiedzUsuń
  4. byli jeszcze sataniści, którzy pytali o to jaki masz zeszyt do religii...

    OdpowiedzUsuń