czwartek, 15 września 2011

120

kiedyś całkiem przypadkiem znalazłem się na korscyce. no może nie zupełnie przypadkiem, bo byłem tam służbowo, ale na pewno niespodziewanie. korsyka to bardzo fajne miejsce, szczególnie w październiku. 
po raz pierwszy miałem tam ze sobą aparat średnioformatowy, pożyczonego lubitela, którego z resztą później zdążyłem szczerze znienawidzić. i to jest jedna z pierwszych kwadratowych fotek które popełniłem i ma dla mnie wartość sentymentalną.
miejscówka była niesamowita. tuż przy trasie rajdu, w wielkim garażu był przeuroczy sklepik, a może i restauracja. właściciele siedzieli sobie rodzinnie przy stole i przy obiedzie, przez otwarte drzwi oglądali sobie pędzące rajdówki...

ps: zupełnym przypadkiem tytuł dopasował się do historyjki o średnim formacie

3 komentarze:

  1. to zastanawiające, że Coca Cola dociera wszędzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ludzie podobno na korsyce niemili (?)

    OdpowiedzUsuń
  3. byłem tam po coca colę, pani przerwała obiad i z miłym uśmiechem mi ją sprzedała. nie spotkałem nikogo niemiłego.

    OdpowiedzUsuń