piątek, 10 września 2010

fikszon pierwsze

   Od zawsze marzyłem o napisaniu powieści. Najlepiej takiej epokowej, gdzie poruszyłbym i rozwiązał wielkie problemy ludzkości. Wartka fabuła i błyskotliwe dialogi przyciągały by rzesze czytelników, a ja byłbym zapraszany do TVP Kultura na długie, intelektualne rozmowy o literaturze i życiu.
   Zacząłem od kolekcjonowania zdań. Wartko płynące frazy, karkołomne konstrukcje, urzekające formy. Do tego dynamiczne i pełne dowcipu dialogi. Oczywiście bardziej oczytany odbiorca szybko by się zorientował, że trzy-czwarte z tego to cytaty albo kalki z innych utworów literackich, czy tekstów piosenek. Ale ileż może być w Polsce takich wytrawnych czytelników?
   To z resztą stwarzało pewien problem, bo grupa odbiorców zawężała się mocno. Kłóciło się to trochę z wizją tłumów szturmujących księgarnię po moje dzieło. Uporałem się jednak z tym dość szybko. Po prostu moja twórczość miała być niezwykle ambitna. Nie dla każdego. Teraz trzeba było ją tylko napisać
   W końcu ilość zebranych w głowie fragmentów wydała mi się wystarczająca. Teraz wystarczyło sklecić je do kupy i gotowe. Od samego początku musiałem się jednak mierzyć z przeciwnościami. Przede wszystkim nie dało się ich w żaden sposób ułożyć w jakąś satysfakcjonującą treść. Do tego zdania okazywały się tak długie, że pod koniec pisania każdego nie pamiętałem już o co chodziło na początku. Nic nie chciało pasować do siebie. Po napisaniu połowy pierwszej strony, ze zgrozą stwierdziłem, że w niczym to nie przypomina mojego wymarzonego arcydzieła. Szanse na to, że dalej będzie lepiej były nikłe. Jeszcze przez tydzień próbowałem ocalić ten tekst, ale się nie dało. Poddałem się.
   Rozczarowanie było bardzo bolesne. Przez niemal dwa miesiące chodziłem ponury jak chmura gradowa, ludzie zaczęli mnie omijać, bo na mój widok chciało im się płakać. Życie straciło sens. Oczywiście po jakimś czasie doszedłem do siebie, ale potrzeba tworzenia literatury wygasła we mnie na długo.
   Minęło parę lat. Nabrałem doświadczenia, wiedzy, rozszerzyłem listę lektur a wraz z nią horyzonty. Znów poczułem, że mam coś do napisania. Tym razem spróbowałem inaczej. Zacząłem myśleć nad jakąś fabułą. Różne propozycje przelatywały mi przez głowę, aż wreszcie pewnego wieczoru…ta-daam! Mam! Od razu siadłem przed komputerem i zacząłem pisać. Szło wspaniale. Opowiadanie miało być krótkie. Mocno groteskowe i fatalistyczne w swej wymowie. Już zbliżałem się do puenty gdy w całym domu zgasło światło. Prąd wyłączyli. Kiedy zasilanie wróciło, próżno przeszukiwałem komputer w poszukiwaniu kopii bezpieczeństwa, czy choćby częściowo zapisanego tekstu. Nie pozostał najmniejszy nawet ślad. Nie miałem siły i ochoty, żeby pisać od nowa. Znów straciłem serce do literatury.
   Tak się jakoś złożyło, że przyszło mi zarabiać na życie pisząc. Nie powieści oczywiście, tylko artykuły. Stukałem więc w klawiaturę i nieźle mi to wychodziło. Znałem temat i umiałem go przekazać. Zachęcony tym zacząłem znów marzyć o wyrwaniu się z okowów w jakich trzymało mnie dziennikarskie rzemiosło. O uwolnieniu formy, o fabule, o fikcji!  Zacząłem rozglądać się za inspiracją, szukałem tematu.
   Olśniło mnie w pociągu. Pociąg! To jest to. Od razu ułożyłem w głowie początek czegoś, co dalej miało przerodzić się w dość skomplikowaną love story. Ta dalsza część jawiła mi się dość mgliście, ale przewidywałem szczęśliwe zakończenie.
   Po powrocie do domu znów siadłem do pisania. Znowu szło gładko. Fantazyjne zdania układały się idealnie, jedno po drugim. Do głównego bohatera i narratora zarazem dosiadła się wymyślona wcześniej piękność. Nawiązali rozmowę, która przerodziła się w błyskotliwy dialog. Przygotowałem go już zawczasu. Niestety najwyraźniej zajęty formą nie dopracowałem treści, bo rozmowa nagle przestała być sensowna. Kilka razy próbowałem coś zmienić, przerobić jakoś ten dialog. Nie dałem rady. Za każdym razem bohaterowie w końcu milkli i zapadła taka niezręczna cisza…
   I pewnie trwa nadal, bo porzuciłem znowu pisanie. To nie dla mnie. Jeśli potrzebujecie jakiegoś artykułu, recenzji czy testu – służę uprzejmie. Oferuję też wstępy, przedmowy, ba – nawet felietony. Ale opowiadania się ode mnie nie doczekacie….

2 komentarze:

  1. cóż, nie porzucaj marzeń, odniosłeś duży sukces fotograficzny bo przecież polecają Cię na OB, więc teraz czas na literacki :* :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pisanie literatury jest dla mięczaków, pisanie o literaturze jest dla hardkorowców... pzdr gru

    OdpowiedzUsuń