niedziela, 21 lutego 2010

balsam ukraiński

jeszcze dziś zostanę przy temacie bieszczadzkim. parę dni przed wyjazdem rozchorowałem się ostro (z urodzin które miałem w tamtym tygodniu pamiętam tylko tyle, że Ania przyjechała i coś oglądaliśmy), więc byłem na antybiotyku. niestety, antybiotyk okazał się być zbyt słabym alibi i balsam ukraiński mnie nie ominął. trunek ów jest zgubnie dobry w smaku, ale w połączeniu z chorobą sprawił, że poniższe portrety wyglądają tak jak wyglądają...(oczywiście chodzi o wpływ balsamu na autora :D)

ale za to pogoda była gites :)



4 komentarze: